Przejdź do głównej zawartości

Korzenie wojny - Thich Nat Hanh

Ostatnio podczas nagrywania rozmowy o wdzięczności, nie sposób było abstrahować od obecnej sytuacji. Zastanawialiśmy się nad adekwatnością. Ja jestem wdzięczny Mateuszowi za głos wnoszący inną, dla mnie zawsze głęboką perspektywę. Przywołałem dzięki niemu buddyjską przypowieść o osobie w rozbujanej łodzi podczas sztormu, która zachowując uważność umysłu i spokój, może przyczynić się do uniknięcia katastrofy. Syriusz zaś przywołał inną morską metaforę, o tym, że podczas sztormu płynie się na obrany kurs, choć inaczej. W chwilach wielkiego wzburzenia, zapewne każda osoba, która nie jest obojętna ma swoją rolę do odegrania. Widać w nich też bardzo wyraźnie dla mnie paradoks - że emocje przestają być dobrym doradcą. Być może chodzi o to, że łatwo ja, i być może inne osoby, ulegam emocjom innych, a być może, a raczej na pewno, ktoś celowo moimi emocjami chce manipulować. Dla mnie nauką z tego, jest zwrócenie się do korzeni, do tego gdzie sam kiedyś doszedłem i powiedziałem, że to jest dla mnie ważne i że tego chcę się trzymać. 

Korzenie wojny

Thich Nat Hanh, "Każdy krok niesie pokój":

"Kiedy w 1966 roku nawoływałem w Stanach Zjednoczonych do przerwania działań wojennych w Wietnamie, podczas jednego z moich wykładów młody amerykański pacyfista zerwał się z miejsca, wołając: "Nic tu po tobie! Wracaj do kraju i walcz z amerykańskim najeźdźcą! Tutaj nic nie zdziałasz!"

Podobnie jak wielu Amerykanów pragnął pokoju, ale pokój którego pożądał, miał polegać na klęsce jednej z walczących stron, klęsce, która zaspokoiłaby ich gniew. Ponieważ nawoływania do przerwania działań zbrojnych nie spotkały się z należytym oddźwiękiem, w pacyfistach wezbrał gniew i frustracja. Zadowolić ich mogła wyłącznie klęska własnego kraju. My Wietnamczycy, którzy wiele wycierpieliśmy od bomb, mieliśmy o wiele bardziej realistyczne spojrzenie. Chcieliśmy po prostu pokoju. Nie obchodziło nas niczyje zwycięstwo ani klęska. Zależało nam wyłącznie na tym, żeby wreszcie przestały lecieć bomby. Jednak wielu działaczy pokojowych sprzeciwiało się naszej propozycji natychmiastowego przerwania ognia. Nie potrafili nas zrozumieć.

Więc kiedy chłopak zawołał "Wracaj do kraju i walcz z amerykański najeźdźcą!", wziąłem kilka oddechów, żeby się lepiej osadzić w sobie, i powiedziałem: "Sądzę, że wiele źródeł toczącej się wojny tkwi w pańskim kraju. Dlatego tutaj przybyłem. Jednym ze źródeł jest wasz sposób widzenia świata. Obie strony konfliktu są ofiarami błędnej polityki, polityki, która wierzy w rozwiązywanie problemów drogą przemocy. Nie chcę, żeby Wietnamczycy umierali. Tak samo nie chcę, żeby umierali amerykańscy żołnierze". 

Korzenie wojny mają początek w naszym życiu codziennym, w rozwoju przemysłu, modelu społeczeństwa i modelu konsumpcji. Jeśli głęboko wejrzymy w sytuację, dostrzeżemy źródła wojny. Obwinianie którejkolwiek stron niczemu nie służy. Musimy wznieść się ponad wszelką stronniczość. 

Dla zażegnania konfliktu potrzebni są ludzie, którzy rozumieją cierpienia każdej ze stron. A Afryce Południowej, na przykład, na pewno przydałaby się garstka ludzi, którzy odwiedziliby każdą z walczących stron, poznali jej cierpienia i przekazali stronie przeciwnej. Potrzebujemy łączników. Potrzebujemy komunikacji.

Aby praktykować niestosowanie przemocy, trzeba samemu wyzbyć się wszelkiej przemocy. Wtedy, gdy zaistnieje trudna sytuacja, czy to w rodzinie, czy w społeczeństwie, nasza pomoc będzie prawdziwą pomocą."

Komentarze